Jak myślicie, co sprawia, że przyciągamy siebie nawzajem? Że płeć przeciwna (lub nie) zwraca na nas uwagę? Według mnie są trzy poziomy: wygląd, energia i ten trzeci… najważniejszy, przynajmniej dla kobiet.
1. Pierwszy najbardziej oczywisty poziom to trzeciorzędne cechy płciowe.
Zawsze pokazanie biustu, nóg, zarostu, mięśni, podkreślenie figury będzie przyciągało spojrzenie. Nie oznacza jednak, że to spojrzenie się tam zatrzyma na dłużej, ale jest pewnym rodzajem ogłoszenia. Warto przyjrzeć się jaki mamy do tego stosunek.
Jeśli unikamy epatowania trzeciorzędnymi cechami to dlaczego? Co jest złego w pokazywaniu swojej seksualności? Moi klienci często odpowiadają, że są zbyt inteligentni albo zbyt porządni, że są „ponad to”. Ja jednak uparcie namawiam do przyjrzenia się różnym aspektom kobiecości i męskości, do ukochania ladacznicy, dzikusa. Te aspekty zawierają soczystość. Pomyśl. co mogłoby się zmienić gdybyś nie wstydził / nie wstydziła się tej części siebie? Pozostawiam do rozważenia. W każdym razie ja chętnie je eksploruję na moich warsztatach.
2. Inny poziom – energia.
Ktoś nas przyciąga, bo „coś w sobie ma”. Nie wiemy, co, ale sposób w jaki mówi, jak się uśmiecha, itd. bardzo nas przyciąga. To coś potem tłumaczymy jako cechy osobowości. Jednak na tym poziomie ujawniają się nasze wzorce. Szukamy kogoś, kto będzie do nas pasował na nieświadomym, energetycznym poziomie. Będzie uciekał, bo my lubimy gonić. Albo będziemy mogli się nim opiekować. Może na pierwszy rzut oka wydawać się nieatrakcyjny, ale po chwili jest bardzo przyciągający. Pasuje do nas na energetycznym poziomie, jest kompatybilny do to tego, na jakim my jesteśmy. Te poziomy się zmieniają, kiedy my się zmieniamy się, więc możemy przyciągać coraz to innych partnerów, Niektóre wzorce się nie zmieniają, jeśli nie obejmiemy ich świadomością, i to tłumaczy dlaczego niektórzy „rozbijają się” o ten sam typ partnera. Odkrycie nieświadomych wzorców zapisanych w ciele, w przekonaniach to ważna część pracy nad sobą w kontekście relacji. Nie zawsze chodzi o wzorce rodzinne (mama, tata), mogą być też porodowe, systemowe, tzw. umowy duszy.
3. Kolejny najważniejszy poziom to światło – im bardziej jesteśmy miłością, tym bardziej świecimy.
Im wyżej wibrujemy (zobacz poziomy David R. Hawkins), tym bardziej jesteśmy promienni, świetliści. Tym bardziej rozpoznajemy tych, co podobnie świecą. Wyławiamy się nawzajem jak perły w morzu. Światło rozświetla komórki, jest niby nie zauważalne, ale jest. Twarz jest miękka, żywa, ciało jest witalne, nawet jeśli skóra jest pomarszczona. Światło jest czymś w rodzaju zgody na siebie, kontaktu z tym, co żywe oraz przywłaszczenia własnego cienia. Ten kto nie boi się zaglądać do siebie, zachowuje elastyczność, wychodzi życiu naprzeciw. Światło pojawia się na przykład w chwilach kiedy przekroczymy jakiś próg, na przykład własnego lęku, kiedy ośmielamy się czuć, kiedy „przekroczymy siebie” w jakimś czynie – wtedy pojawia się ulga, „odzysk”, oddech. Dotyczy to i kobiet i mężczyzn. Jeśli chcemy przetrwać, zabezpieczyć, być w status quo, w oporze przed zmianami wtedy sztywniejemy i idziemy w śmierć. Bo życie to zmiana, ruch, puszczanie, przekraczanie. Im więcej tych jakości w nas, tym bardziej świecimy.
Jak podnosić swoją atrakcyjność? Na wszystkich tych poziomach. Każdy z tych poziomów jest ważny.
Jeśli pójdziemy do trzeciego poziomu – przebudzimy się, a to wpłynie to na nasze wzorce, energię i wygląd, zgodnie z piramidą zmian Roberta Diltsa. Jeśli zaczniemy tylko od wyglądu, możemy przez chwilę świecić, ale potem wyglądamy jak opakowanie, które się pogięło, bo nie ma nic w środku. Wszyscy to znamy z autopsji. Dlatego warto inwestować w swoje światło. Spójrz dziś na siebie i zapytaj się, co karmi mnie światłem, co sprawia, że jaśnieję, promienieję od wewnątrz?
I tym się karm.
Iwona Kubiak